Zegar na Pałacu Kultury w ten weekend został nie tylko przestawiony, ale w sobotę o 4 rano wręcz się zatrzymał. A to za sprawą Milesa Bonny, który po koncercie w Cafe Kulturalna, zagrał pod jego wrotami na trąbce.

Zacznijmy od początku. Cafe KulturalnaU Know Me Records oraz JuNouMi Crew zaprosili na piątkowy wieczór Milesa Bonny w duecie z wiedeńczykiem Brenkiem Sinatrą, kalifornijskiego rapera Raashana Ahmada oraz młody polski zespół Hau_Mikael. Koncert rozpoczął się setem djskim, który już pierwszymi dźwiękami zapowiadał soulową energię imprezy. Z głośników mogliśmy usłyszeć m.in. remix utworu Roya Ayersa “Everybody Loves The Sunshine” z Erykah Badu, nagrania Cheta Fakera czy remix “Move on Up” Curtisa Mayfielda. W międzyczasie Cafe Kulturalna zaczęła się zapełniać, a na  scenę weszli muzycy z Hau_Mikael.

Duet producent-wokalista, uzupełniony o perkusję i gitarę basową, miał być kolejnym warm-up’em przed soulową ucztą. Mikael wystąpił t-shircie ze zdjęciem Pharella Williamsa. Podobnie jak Pharell dysponuje on ciekawą, delikatną barwą głosu, która brzmiała zdecydowanie lepiej przy mocniejszych uderzeniach perkusji. Właśnie ten instrument ukradł show. Słychać jednak było, że muzycy nie grają ze sobą na co dzień. Bity Hau nie były do końca zgrane z uderzeniami perkusji, a basista gdzieś bezpowrotnie zaginął. Z tego co wiemy artyści opuścili Cafe Kulturalna zaraz po swoim występie. Zdecydowanie mają czego żałować.

Jak tylko Raashan Ahmad pojawił się na scenie, publiczność wpadła w euforię. Uśmiech i energia kalifornijczyka są w stanie poderwać do tańca każdego. Szalone, niekontrolowane ruchy przy utworach “Happy”“Sunshine”, słowa refrenu utworu “Beautiful Ugly”- “Too beautiful to hate to ugly to love!” śpiewane przez wypełniony po brzegi klub to niesamowite przeżycie. I kiedy wydawało się, że lepiej być nie może na scenę wszedł Miles Bonny i zaczął grać na trąbce…

Raashan tym samym odwdzięczył się podczas występu Milesa i Brenka Sinatry. Można powiedzieć, że wręcz uratował początek koncertu. Miles widocznie tak bardzo ucieszył się z powodu pierwszej wizyty w ojczyźnie dziadka, że przesadził ze świętowaniem. Przedstawił się jako Miles Bonikowski i wyjaśnił, że właśnie ze względnuna polskie korzenie wybrał Warszawę na miejsce premiery albumu “Supa Soul S*it”, o którym pisaliśmy tutaj. “Soulujący Drwal” przez kilka utworów dochodził do siebie. Chwilową niedyspozycję wynagrodził  jednak z tak dużą nawiązką, że nikt nie może czuć się zawiedziony.

Brenk Sinatra zafundował publiczności mocne hip hopowe bangery, które bardzo dobrze brzmiały w połączeniu z barwnym, soulowym wokalem. “All I Know” czy “Rain Don’t Stop Me Now” utwierdziły w przekonaniu, że “S3” jest płytą wyjątkową, a  duet świetne radzi sobie na scenie.

Fani z niecierpliwością czekali na utwory z płyty “Lumberjack Soul”.  Właśnie za ten krążek Miles Bonny został obdarzony przez miłośników muzyki soul uczuciem bardzo intensywnym. Tytułowy utwór z płyty zagrany na żywo to niezapomniane emocjonalne przeżycie. Piękne, nastrojowe “J.Birly”, czy “5’o Clock Stuff” i “Clap” dopełnione trąbką Milesa nie dadzą tak prędko o sobie zapomnieć obecnym na sali.

Raashan Ahmad zwykł mawiać na koncertach: “One time for the mind, two times for the soul”.  Takie wieczory na długo pozostają w pamięci. A oczekiwanie na następne podobne wrażenia jest ogromne.