Narracja, którą prowadzi Guthman na „Solar Eclipse” z pewnością nie jest zaskakująca. Muzyk kroczy ścieżką raczej oczywistą, unikając zbędnych wybojów czy ostrych, niespodziewanych zakrętów. Co więcej, trębacz dba o to żebyśmy po drodze za bardzo nie zabłądzili.

Gra więc w sposób niezwykle komunikatywny. Ale co należy podkreślić – nie rezygnując przy tym z technicznej maestrii. Bardzo świadomie i pewnie prowadzi resztę zespołu, który spisuje się świetnie. Niezwykle wszechstronnym pianistą jest Filip Wojciechowski. Jego umiejętności i żywy akompaniament jest jednym z największych atutów płyty. Sekcja rytmiczna (Paweł Pańta – bas, Cezary Konrad – perkusja) również poczyna sobie wyśmienicie. Gra bardzo aktywnie. Chętnie ucieka z bezpiecznych pozycji, wierzgając wręcz pod Wojciechowskim i Guthmanem.

Gary nigdy nie zagra więcej niż w danym momencie potrzeba. Muzyka trzymana jest tu pod ścisłą kontrolą. Chyba jedynie w tytułowym utworze, zespół pozwala sobie na więcej szaleństwa.

Choć nie mamy na płycie do czynienia z bardzo szeroką paletą barw (jest w tym względzie “Solar Eclipse” raczej jednostajne), to Guthman, zapewne z racji doświadczenia w tworzeniu muzyki filmowej („Rewers”) potrafi wykreować odpowiedni nastrój, stworzyć coś na kształt obrazu. Tak jak w nostalgicznym „Di Trevi”.

Bardzo przyjemna to płyta. Czytelna, pomysłowa. Może trochę zbyt przewidywalna. Ale spodoba się tym, którzy na co dzień jazzu nie słuchają. A pozostali też nie będą narzekali.