Chyba jestem gotowy aby napisać tę recenzję. Monika Borzym to młoda, bardzo zdolna wokalistka jazzowa, która w Polsce znana jest od niedawna – nieważne, że jest Polką. Czasami tak już jest, że młodzi, zdolni wyjeżdżają z kraju w celu zdobycia wykształcenia. Nie będę tutaj pisał o jej historii, bo nie ma to sensu.

Płyta Girl Talk całkowicie została nagrana zagranicą, z amerykańskimi muzykami. Na płytę złożyły się utwory znanych wykonawców, takich jak Bjork, Amy Winehouse czy Erykah Badu. Jak poszło Monice z utworami? Nie będę owijał w bawełnę – płyta jest rewelacyjna. Śmiało można rzec, że Monika Borzym jest następczynią Agi Zaryan w promowaniu naszego kraju na świecie, oczywiście w kwestii muzyki jazzowej. Utwory wybrane na krążek Girl Talk są bardzo zróżnicowane, bo jest i soul, jazz, pop i i wiele innych. Według mnie celem płyty było uzsykanie efektu jednolitości gatunkowej. Wszystkie utwory na płycie są w jazzowych aranżacjach nadając im nowego blasku. Przyznam się szczerze, że w trakcie przesłuchiwania płyty kilka razy sięgałem po oryginały, dzięki temu nabrały nowego znaczenia. Moim bezkonkurencyjnym faworytem jest Possible Maybe, który w oryginale wykonuje moja ukochana Bjork. Nigdy nie sądziłem, że można aż tak wpłynąć na utwór, który z reguły jest już majstersztykiem. Kolejnym takim przykładem jest Appletree Eryki Badu. Tej płycie naprawdę można tylko komplementować.

Jestem bardzo ciekawy kolejnej płyty Moniki, tym razem mam nadzieję z własnym repertuarem. Dziewczyna jeszcze dużo nam pokaże, tego jestem pewien. Ja ze swojej strony życzę Monice jak najlepiej i czekam z niecierpliwością na koncert.