Jeśli wydaje ci się, że epoka jazzowych big bandów już dawno minęła, Zubatto Syndicate przekona cię, że jesteś w błędzie. Big bandy wracają i to z nie lada przytupem. Wystarczy się rozejrzeć – doskonałe albumy nagrywa Mike Barone, pod koniec lipca nową płytę wydaje John Daversa. W przypadku ZS nie jest to jednak powrót do klasycznych swingowych korzeni. Ten 12-osobowy ansambl podaje starą formułę w zupełnie współczesnym wydaniu.

Wszystko odbywa się pod przewodnictwem gitary elektrycznej (gitarzysta Andrew Boscardin jest tu mózgiem). Co ciekawe, gitary często szarpanej, brudnej, ostrej, niekiedy wręcz punkującej (jak w „Arrival”). Niech się jednak nie przestraszy zwolennik łagodniejszych tonów, znajdziemy na albumie całą masę chwytliwych melodii wygrywanych przez obfitą sekcję dętą . Mamy tu puzon, klarnet basowy, saksofon altowy, tenorowy i barytonowy, trąbkę, fagot, obój, rożek angielski i ki diabeł wie co jeszcze. Całość lekko i przyjemnie groovuje , błyskawicznie wpada w ucho.

Sami muzycy określają muzykę na swoim debiutanckim albumie jako wypadkową Marii Schneider i Mahavishnu Orchestry, albo spotkanie Roots z Radiohead w stylu Charlesa Mingusa.

Cały koncept jest dosyć zabawny. Opowiada o przyszłości, którą zdominowały roboty, atakujące ludzi i niszczące na przykład Manhattan („Mechas over Manhattan”). Są też obcy, którzy nieszczęśliwie zakochują się w ziemiankach („Trouble with Earth Woman”) i podróże w czasie („Brief History of Time Travel”).

Oczywiście znajdą się malkontenci, którzy będą mówić o przeroście oprawy nad treścią lub narzekający na zbytnią prostotę melodii. Jest to jednak pozycja niewątpliwie oryginalna i godna polecania zwłaszcza, że całą płytę można, po uiszczeniu dobrowolnej opłaty ściągnąć z oficjalnej strony zespołu.